niedziela, 5 stycznia 2014

Nikt nie chce być samotny, uratuj mnie.

Tak, dopadła mnie ta okropna melancholia. Właśnie zauważyłam, że ten blog jest strasznie smutny. Z tą samotnością to dziwna sprawa. Wydaje mi się, że tracę uczucia, a jednak coś odczuwam. Zwyczajnie nie mam się komu wygadać, cholernie ciężko zdobyć moje zaufanie i jakie są tego skutki? Otóż wylewanie swoich smuteczków na blogu wydaje się być dobrą opcją.
Nienawidzę szkoły. Z całego serca. Nie dlatego, że trzeba się uczyć, bo wbrew pozorom naprawdę lubię to uczucie stuprocentowego przygotowania do zajęć. Nienawidzę ludzi w niej. Tego pustego mierzenia i naśmiewania się ze wszystkiego z czego tylko można. Jednym z największych marzeń jest nauczanie indywidualne, naprawdę. Na samą myśl o tym, że mam iść do szkoły robi mi się niedobrze. Zawsze irytowało mnie zachowanie ludzi typu: Liczy się tylko wnętrze, ale jeżeli nie masz markowych ubrań i iPhona to nie będziemy z Tobą rozmawiać. Uroczo :-)
Ale, cóż ja mogę? Jestem tylko jednym maluteńkim, niezauważalnym nawet elementem całego tego chorego i niezrozumiałego społeczeństwa. Nie potrafię się nie przejmować. Bądź silna.


"Nigdy nie byłem na tyle twardy by na to się zdobyć
A mówią trzeba być twardym żeby tu przeżyć
[...] Staram się z całych sił lekceważyć niedosyt."
Oh! Chyba zrozumiałam! Jestem samotna, bo sama nie chcę mieć ludzi wokół siebie? Czy to możliwe? Ogromny paradoks. Może zwyczajnie nie ma kogoś takiego, komu mogłabym zaufać? Aktualnie żyję sama, dwie osoby, najważniejsze osoby w moim życiu, mama i Weronika - mieszkają daleko.Czasami myślę sobie, jakby to było, gdybym wróciła do Szczytna. Może byłoby łatwiej.


"No one needs to be alone, oh, save me"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz